niedziela, 14 września 2008

Spojrzenie

(Lb 21,4b-9)
(Flp 2,6-11)
(J 3,13-17)
Święto Podwyższenia Krzyża
(XXIV Niedziela Zwykła, czytania świąteczne)

Tak Bóg umiłował świat... Tak umiłował człowieka... Tylko że człowiek niespecjalnie tą miłością był i jest zainteresowany. Robi swoje, nie zwraca na Niego uwagi, a jednocześnie ma czelność mieć pretensje, że świat wygląda, jak wygląda i ludzie ranią się nieustannie.
Bo my chodzimy swoimi drogami nawet wtedy, gdy wiemy, że to nie są drogi Boże. I nie słuchamy Jego wskazówek. Nieustannie sami pakujemy się w kłopoty i mamy do Niego pretensje. A On zbyt nas kocha i zbyt szanuje, by nas siłą przy sobie zatrzymać, więc pozwala odejść.
Ale pozwala też wrócić. Czeka z otwartymi drzwiami i nie stawia praktycznie żadnych warunków, poza tym jednym, byśmy chcieli wrócić właśnie. Byśmy chcieli z Nim być. Spojrzenie na miedzianego węża na pustyni, żal za grzechy i sakrament pokuty... to są te znaki serca pragnącego powrotu. Gdybyśmy tylko chcieli wrócić. Gdybyśmy chcieli spojrzeć...

1 komentarz:

Sara Zuzia pisze...

Bóg jest jak ojciec trzymający dziecko w swoich czułych,silnych ramionach.dziecko chętnie się tuli...tam tak ciepło i bezpiecznie,trzyma Jego palców,kiedy uczy się chodzić i z powrotem wraca w ramiona,by słyszeć bicie Jego serca i cieszyć się,ze jest.ale jak to dziecko...wyrywa sie,by spróbować jak to będzie bez Niego,jak to jest iść zupełnie samemu,bez podtrzymywania i udowodnić,że umiem,że jestem samodzielny jak nikt...i wyrywa się z ramion i szarpie,nie słucha...przecież jest już duży i samodzielny...i wybiera drogę,gdzie pójdzie sam...nikt dziecka nie trzymał,nie chciał czuć obecności Taty, ani Jego palców nie potrzebował, ani też bicia serca...i upadł,przewrócił sie i zupełnie nie umiał wstać.i czekał,aż Tata powie"a nie mówiłem" i boi się odwracać by nie dostać klapsa i zamiast wrócić,by opatrzył mu zbite kolano idzie dalej,bo nie wierzy,że to serce wciąż słyszalne i kochane bije dla niego.myśli:z pewnością mnie zbije i pokrzyczy.co zrobił Tata?wstał i biegiem ruszył po dziecko,żeby je przytulić i wziąć w ramiona.Sam się przewrócił,popchnęli go i pobili,skatowali,a on dalej biegł i stanął przy swoim dziecku i wyciągnął do niego ręce.kiedy tylko dziecko podniosło rękę ku Ojcu ten uchwycił mocno w ramiona,przytulił i powiedział:chodź...spróbujemy jeszcze raz.a my wciąż,po każdym kolejnym updaku zamiast wznieść ręce staramy się iść dalej,bo nie wierzymy w Miłość,która Jest.zapewne dlatego,że wsród ludzi tak mało miłości dla samej miłość,mało bezinteresowności...i dlatego Bóg nie jest człowiekiem:)nie tylko człowiekiem:)Jemu można spokojnie zaufać:)