niedziela, 7 września 2008

Nic dłużni, poza miłością

(Ez 33,7-9)
(Rz 13,8-10)
(Mt 18,15-20)
XXIII Niedziela Zwykła, rok A

Pamiętam taką piosenkę, w której wciąż powracała myśl, że kocha się stale za mało i stale za późno. Rzeczywiście miłości cały czas nie dostaje, cały czas jestem w niej spóźniony i dłużny. Ale to dobrze, bo nie mogę powiedzieć, że już wystarczy, że już dosyć kocham i więcej nie muszę. Miłość nigdy nie powie, że kocha wystarczająco, bo zawsze jej będzie za mało.
Zwykle o miłości mówi się jako o przyjemnym (choć nie zawsze łagodnym) uczuciu. Jest w tym wiele prawdy, choć Święta Księga akcent kładzie raczej na darze z siebie, niż na uczuciach i emocjach. A dzisiaj ukazuje jeden z najtrudniejszych wymiarów kochania: troskę o duchowe dobro drugiego. Bo kochać, to znaczy także stawiać wymagania.
Mówią, że prawda bez miłości zabija. I rzeczywiście, upomnienie wypowiedziane bez miłości nie pomoże powstać temu, kto upadł. Ale jednocześnie miłość odarta z prawdy jest kłamstwem nie mniej zabójczym, bo uspokaja i zagłusza głos sumienia wzywający do nawrócenia. Wezwanie Chrystusa, by najpierw upominać w cztery oczy, a dopiero później stopniowo rozszerzać krąg osób zaangażowanych w korygowanie popełnionych przez winowajcę błędów, jest przykładem delikatności, jaka powinna mną kierować. Jest jednak również wskazaniem, że poważnych błędów nie można pozostawić bez komentarza.
A na koniec pojawia mi się jeszcze jedna refleksja. "Niech ci będzie jak poganin i celnik"... Tą grupę ludzi Jezus szczególnie umiłował, przywołując ją w przypowieściach, powołując Mateusza, odwiedzając Zacheusza... Czyli nawet jeśli mój winowajca się nie nawróci, nie posłucha mojego upomnienia, Pan wzywa mnie, bym go kochał.

Brak komentarzy: