środa, 10 września 2008

Błogosławieni i przeklęci

(1 Kor 7,25-31)
(Łk 6,20-26)
Środa XXIII t.zw., rok II

Jezus wskazuje na trudne chwile w ludzkim życiu jako momenty szczególnego błogosławieństwa Boga. Ubóstwo, głód, ból i prześladowanie mają w jakiś przedziwny sposób otwierać człowieka na Bożą obecność. Mówi wręcz: "Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie". Jednocześnie rzuca "Biada" na ludzi sukcesu: bogatych, sytych, radosnych, spełnionych w życiu - są biedni własnym sukcesem, bo źródło życia przestało im być potrzebne.
Był czas, gdy chrześcijaństwo się opłacało - dawało dostęp do władzy, do pieniędzy, do kariery. Wydaje mi się, że ten okres należy już do przeszłości, że dziś być chrześcijaninem "na serio" oznacza zgodę na marginalizację społeczną, szyderstwa... Coraz trudniej może być wielu ludziom przyznać się do Chrystusa, coraz trudniej będzie powiedzieć, że nasza wiara jest naszą chlubą w Chrystusie - Zbawcy i Panu naszym.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Owy proces marginalizacji, o którym Ksiądz pisze, stał się już faktem i wydaje mi się, że faktem bardzo trudnym do uniesienia przez chrześcijanina. Dla mnie, dla człowieka który długo poróbował znależć złoty środek, prześlizgnąć się pomiędzy "ideologiami" i na wszelki wypadek "przytakiwać" każdej napotkanej osobie, dzisiejsza sytuacja zmusza do konkretnego wyboru. Powiedziałam bym, że czuje się przyciśnięta do muru. Wybór jest prosty - uznanie Chrystusa za Pana i Zbawiciela mojego życia albo odrzucenie bądź negacja Jego istnienia oraz partycypowania w moim życiu. Jeśli jest więc prosty, to dlaczego tak przeraża? Chyba właśnie dlatego, że opowiedzenie się za Chrystusem i Jego nauką coraz częściej czyni z nas "głupców" w oczach tego swiata...