środa, 27 sierpnia 2008

Groby pobielane

(2 Tes 3,6-10.16-18)
(Mt 23,27-32)
Środa XXI t.zw. rok II

To nie są miłe słowa. Wymowa Jezusowych słów jest jasna. Z zewnątrz wszystko pięknie, a w środku śmierć i zepsucie. Chwila zastanowienia, poważny rachunek sumienia - i nagle staje się jasne, że Chrystus mówi o mnie. Zapewne też o innych, ale Ci inni są teraz na dalszym planie. Pan oskarża mnie, że nie jestem Mu wierny...

A przecież nie odrzuca. Nigdy żadnego żałującego grzesznika nie odrzucił. Paradoksalnie, im poważniejszy był grzech, im cięższe przewiny - jeśli tylko był żal, człowieka ogarniała przemożna, przeogromna miłość Boga, który się tym połamanym przez grzech człowiekiem nie brzydził. To nic, że brudny, to nic, że śmierdzi - jest kochany i witany z radością.

Mam to doświadczenie miłości, która przezwycięża obrzydzenie do siebie, która przebacza grzech nie bagatelizując go, która zdejmuje hańbę z serca, które do tej pory czuło do siebie wyłącznie pogardę i obrzydzenie. To doświadczenie jest dziś światłem na czas ciemności...

Jezus Chrystus ma rację, gdy mówi, że jestem grobem... Grzech w swej naturze jest śmiercią, znam to aż nadto dobrze z własnej codzienności. Ale On zwyciężył śmierć, także śmierć mojego grzechu. I także z tego grobu, z grobu mojego połamanego grzechem serca, wyprowadza życie!

Brak komentarzy: