niedziela, 30 listopada 2008

Czemu pozwalasz nam błądzić?

(Iz 63,16b-17.19b;64,3-7)
(1 Kor 1,3-9)
(Mk 13,33-37)
I Niedziela Adwentu, rok B

Dlaczego pozwalasz nam błądzić? - pyta Izajasz. Odpowiedź może brzmieć paradoksalnie, ale lektura Pisma świętego nie pozwala na inną: bo Bóg nas kocha i naszą wolność szanuje. Nie przymusza do własnego towarzystwa i jeśli człowiek chce iść własnymi drogami - pomimo wszystkich ostrzeżeń i zaleceń - to mu na to odejście pozwoli.
Jednocześnie tym, którzy pozostają sercem przy Nim objawia tajemnice swej miłości. "Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, - pisze Izajasz - żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle dla tego, co w nim pokłada ufność. Wychodzisz naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość i pamiętają o Twych drogach".
Paweł pisze, że Bóg obdarowuje wręcz ponad miarę "we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, gdy oczekujecie objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa".
Bóg pozostaje wierny wobec mnie, grzesznika. I mogę doświadczać owoców działania łaski, jeśli tylko nie odejdę, by wziąć swój los we własne ręce, ale pozwolę się poprowadzić

sobota, 29 listopada 2008

Koniec drogi

(Ap 22,1-7)
(Łk 21,34-36)
Sobota XXXIV t.zw., rok II

Szczęście życia wiecznego nie polega na braku cierpienia (choć rzeczywiście ma go nie być), ale na głębokiej komunii człowieka z Bogiem. W ostateczny sposób człowiek odnajduje siebie przed obliczem Pana. I widzi, że jest "na swoim miejscu", że szukał tej miłości całe życie i wreszcie ją odnalazł w pełni.
Tak dopełnia się droga - Baranek jest moim światłem. Wszystkie pytania znajdują odpowiedź, wszystkie wątpliwości - wyjaśnienie, każde cierpienie - sens.

piątek, 28 listopada 2008

Śmierć druga

(Ap 20,1-4.11-21,2)
(Łk 21,29-33)
Piątek XXXIV t.zw., rok II

Raz po raz daje się słyszeć głosy, że piekła nie ma, bo Pan Bóg przecież jest miłosierny. A skoro jest miłosierny, to na pewno nikogo nie potępi.
Słowo dzisiejszej liturgii jest jednak jednoznaczne: nie ma przymusu zbawienia. Co więcej, każdy z nas będzie sądzony wedle swoich czynów, co - uwzględniając liczne perykopy ewangeliczne - oznacza, że będziemy sądzeni z miłości. Nie z uczuć i emocji, ale na ile daliśmy siebie innym: swój czas, swoje siły, swoje zdolności.
Nie ma miłości w tych, którzy żyć chcą tylko dla siebie, swoimi sprawami tylko się zajmują i własnego zadowolenia szukają. A skoro nie ma miłości - nie ma i życia. Tak dopełnia się dramat Drugiej Śmierci...

czwartek, 27 listopada 2008

Podnieście głowy?

(Ap 18,1-2.21-23;19,1-3.9a)
(Łk 21,20-28)
Czwartek XXXIV t.zw., rok II

Gdy wszystko się wali, gdy znika ostatnia szansa na przetrwanie, gdy ludzie mdleją już ze strachu - pada wezwanie: "Podnieście głowy! Nabierzcie ducha! Oto zbliża się wasze odkupienie!"
To trudne wezwanie. Musze się mierzyć sam ze sobą, muszę stanąć wobec własnej słabości i grzechu, by powiedzieć, że nie zawsze umiem się cieszyć ze zbliżającego się spotkania z Chrystusem. Zamiast wierności odkrywam letniość serca, zamiast radykalizmu - miałkość...
Dziś zamiast wzniesionej głowy przychodzi mi głowę spuścić i w pokorze prosić o miłosierdzie.

środa, 26 listopada 2008

Pieśń Mojżesza

(Ap 15,1-4)
(Łk 21,12-19)
Środa XXXIV t.zw., rok II

W pieśni świętych mowa jest o bojaźni, ale nie ma w niej mowy o lęku. Jest szacunek, podziw, uwielbienie... Jest zachwyt nad dziełami Najwyższego Pana.
Tę pieśń może zaśpiewać rzeczywiście tylko Nowy Człowiek, przemieniony wiarą, pociągnięty rozpoznaną miłością, pełen zaufania w Boże prowadzenie i Opatrzność. Tę pieśń mogą śpiewać tylko ci, którzy doświadczyli przejścia przez morze suchą nogą, którzy wiedzą, że w walce z Ciemnością Bóg staje po ich stronie i ogarnia ich swoją opieką.

wtorek, 25 listopada 2008

Ziemia została zżęta

(Ap 14,14-20)
(Łk 21,5-11)
Wtorek XXXIV t.zw., rok II

Ludzie są równie pewni trwałości ziemi, jak Żydzi byli pewni swej świątyni. Świątynia została zburzona, a Apokalipsa przypomina, że przyjdzie dzień, gdy i ziemia zostanie zżęta.
Ziemia nie jest wieczna. Nie zostaniemy tu na zawsze. Na szczęście. Choć z drugiej strony, nie wszyscy będą mieli powody do radości, bo - zapewne - nie wszyscy są zainteresowani życiem we wspólnocie z Bogiem...

poniedziałek, 24 listopada 2008

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

(Ap 14,1-3.4b-5)
(Łk 21,1-4)
Poniedziałek XXXIV t.zw., rok II
Wspomnienie świętych męczenników Andrzeja Dung-Lac, prezbitera, i Towarzyszy

Czystość serca jest jak ów wdowi grosz - jest ukryta przed wzrokiem postronnych. Mało kto wiedział, że dwa małe pieniążki stanowiły wszystko, co uboga wdowa miała na swoje utrzymanie. Podobnie i z ludzkim sercem - nikt nie zna jego tajemnic i pragnień. Łatwo oceniać ludzi po tym, co widać, po ich słowach i czynach. Ale mało kto wie, co się za nimi kryje. I nie wiedząc, zwykliśmy domyślać się rzeczy najgorszych.
A swoją drogą, zastanawia mnie słowo o "nowym człowieku" - że tylko taki nowy człowiek, który towarzyszy Barankowi, może się nauczyć nowej pieśni. Wielu nie jest w stanie śpiewać nowej pieśni, pieśni życia i chwały, ale dzieje się tak właśnie dlatego, że nie towarzyszą Chrystusowi, że ich życie jest od Niego odległe. Nie ma wspólnoty życia z Bogiem, jeśli ludzkie serce za tym Bogiem nie podąża. Nie znajdzie zatem drzwi do nieba, kto w swoim sercu nie zrobi miejsca dla Boga.

niedziela, 23 listopada 2008

Owce i kozły

(Ez 34,11-12.15-17)
(1 Kor 15,20-26.28)
(Mt 25,31-46)
Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata

Ci po prawicy i ci po lewej stronie. Owce i kozły. Owce się strzyże, kozły brykają. Owce się wykorzystuje, kozły dbają, by ich nikt do niczego nie wykorzystał, bo mają swoje plany i wizje. W życiu wolimy być kozły, wolimy nasze plany - w tych planach nie ma miejsca na to, by ktoś nas "strzygł" raz po raz.
Znacznie chętniej głodnych omijamy, niż się przy nich zatrzymujemy. Biednych wolimy na marginesie życia, niż w jego centrum. I więźniów wolimy do więzienia wsadzać, niż ich tam odwiedzać. Wolimy być po sytej stronie, niż doświadczać braków i słabości.
Chrystus, Król Odrzuconych... Staje po ich stronie. On wybiera tych, "którzy nie mają szczęścia w życiu", by przyjąć ich do swego domu. Szuka ich i broni. Nie zabiera z ich życia bólu i cierpienia, ale łącząc się z nimi, sam staje się tego cierpienia uczestnikiem.

sobota, 22 listopada 2008

Horror i nadzieja

(Ap 11,4-12)
(Łk 20,27-40)
Sobota XXXIII t.zw., rok II
Wspomnienie św. Cecylii, dziewicy i męczennicy

Zawsze mnie zastanawia, dlaczego niektórzy ludzie lubią filmy grozy, horrory... Im bardziej przerażające, tym lepsza zabawa. Elementem, który wywołuje największy lęk jest misterium śmierci, która ...nie jest ostateczna. Nie jest jednak również życiem i szczęściem. Jest przedłużeniem koszmaru umierania.
Nie ma co ukrywać, że śmierć sama w sobie budzić może lęk; jest końcem tego, co znane i początkiem tego, co nieznane. Ale, jak pisze św. Jan, prawdziwa miłość usuwa lęk. Ci, którzy poznali prawdziwe oblicze miłości, którzy są przyjaciółmi Boga, w śmierć wchodzą z ufnością, że jest bramą życia wiecznego.

piątek, 21 listopada 2008

Gorycz

(Ap 10,8-11)
(Łk 19,45-48)
Piątek XXXIII t.zw., rok II
Wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny

Słowo Boże, gdy je przyjmuję, jest "słodkie jak miód", nawet wtedy, gdy jest trudne i bolesne. Odnajduję w nim źródło życia, odnajduję w nim siebie i Boży plan dla mnie. Jeśli mnie oskarża o grzechy i niewierność - to dlatego, że wzywa mnie do powrotu do Boga, a nie po to, by potępić. Czuję to i chłonę tę miłość... jeśli słucham. I wtedy, gdy je przyjmuję, czuję, że nie mogę zatrzymać go dla siebie. Mam umacniać moich braci, mam głosić Bożą miłość tym, którzy nie mają nadziei.
I tu pojawia się gorycz. To gorycz odrzucenia miłości Boga, odrzucenia życia. Wielu nie słucha i odchodzi, wzruszając ramionami, naśmiewając się, szydząc... Postawa nie-słuchania jest źródłem goryczy dla tego, kto głosi.
I wtedy przypomina mi się czasem, że i ja nie zawsze słucham, że i ja przydaję goryczy apostołom Bożej miłości.

czwartek, 20 listopada 2008

Nie zmarnować czasu łaski

(Ap 5,1-10)
(Łk 19,41-44)
Czwartek XXXIII t.zw., rok II
Wspomnienie św. Rafała Kalinowskiego, prezbitera

Wizja św. Jana przynosi światło nadziei dla tych, którzy są w ciemnościach. Chrystus przynosi zbawienie ludziom w ucisku, choć za wielką cenę, za cenę swej męki i śmierci na krzyżu. Czasem o tym zapominamy, bagatelizując wartość paschy Jezusa. Fakt, że po 3 dniach nastąpiło zmartwychwstanie, nie zmienia grozy ofiary Pana.
Niestety, wielu nie docenia tego ostatecznego znaku Bożej miłości. Nad nimi też płacze Chrystus, że nie rozpoznali czasu nawiedzenia. Bo jeśli czas łaski zostanie zmarnowany, może okazać się, że na nawrócenie jest już za późno, że ludzkie serce zamknęło się na obecność Boga i nie chce już przyjąć Bożego wezwania.

środa, 19 listopada 2008

Nie, to nie...

(Ap 4,1-11)
(Łk 19,11-28)
Środa XXXIII t.zw., rok II
Wspomnienie bł. Salomei

Bardzo surowo brzmi zakończenie przypowieści o minach. "Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach". Nie chcieli, by panował, więc nie będą musieli żyć pod jego rządami.
Wydaje mi się, że to obraz sądu ostatecznego, w którym Bóg akceptuje nasze własne postanowienia. Jeśli nie chcemy żyć pod Jego rządami, to On nas do swego towarzystwa nie będzie zmuszał. Tak właśnie piekło stać się może udziałem człowieka - że człowiek nie będzie chciał życia wiecznego z Bogiem.

wtorek, 18 listopada 2008

Amen, Świadek prawdomówny

(Ap 3,1-6.14-22)
(Łk 19,1-10)
Wtorek XXXIII t.zw., rok II
Wspomnienie bł. Karoliny Kózkówny, dziewicy i męczennicy

List do Kościoła z Laodycei chodzi za mną od dawna. Piękny i smutny zarazem, upominający, ale i pełen nadziei. Oto Pan chce mnie odziać swoją szatą, namaścić mnie swoim olejem, uzdrowić moją ślepotę, zaradzić mojej biedzie... Bóg się nade mną pochyla, nad moją słabością i grzechem, by to co nie jest uczynić znakiem swojej chwały!
"Oto stoję u drzwi i kołaczę..." Chce do mnie przyjść, u mnie zamieszkać, wieczerzać! Domine, non sum dignus... Nie jestem godzien, Panie! Ale zapraszam, przyjdź, nie omijaj mnie skoro przechodzisz w pobliżu!

poniedziałek, 17 listopada 2008

Znam twoje czyny

(Ap 1,1-4;2,1-5a)
(Łk 18,35-43)
Poniedziałek XXXIII t.zw., rok II
Wspomnienie św. Elżbiety Węgierskiej

Bóg staje po stronie człowieka. To nie zawsze jest miłe, nie zawsze jest łatwe. Często Jego bliskość związana jest z mocnym wezwaniem do nawrócenia, wezwaniem do powrotu do pierwotnej miłości. Ale nawet wtedy, gdy upomina, Bóg nie przestaje dodawać otuchy. Cudowny jest tekst listu do Kościoła w Efezie, gdzie upomnieniu towarzyszy jednocześnie pochwała wytrwałości i wierności.
Tak naprawdę nie ma sytuacji, gdy nawrócenie nie jest potrzebne. Miłość nie mówi: "już wystarczy, więcej nie muszę". Nie zadowala się tym, co jest. Chce większej gorliwości, większej bliskości. Stale trzeba coraz bardziej otwierać się na Pana, zbliżać się do Niego, budować swoje życie na Nim.
Pisze św. Paweł, że miłość nigdy nie ustaje. To prawda. Nie ustaje także w tym, że codziennie chce kochać coraz bardziej.

niedziela, 16 listopada 2008

Dzielna niewiasta

Prz 31,10-13.19-20.30-31)
(1 Tes 5,1-6)
(Mt 25,14-30)
XXXIII Niedziela Zwykła, rok A

Rzeczywiście, opisana w pierwszym czytaniu niewiasta zdaje się być ideałem, ale wcale nie tak niedościgłym, jak niektórzy sądzą. Są takie kobiety, które dbają o dom i ciepło domowego ogniska. Pracowite, łagodne i dobre, bojące się Pana. Rzadko się je znajdzie w drogich butikach czy na posiedzeniach rad zarządu potężnych korporacji. Większość z nich w ciszy własnego domu, pokornie podejmuje powołanie żony i matki.
Wielu się z nich śmieje, szydząc ze zmarnowanego życia. Niektórzy walczą o ich "wyzwolenie z ucisku", próbując wyprowadzić je z zakrzątania w kuchni i oderwać od troski o dzieci. Mam szczerą nadzieję, że zabiegi te się nie powiodą.
Być kobietą, żona i matką - to otrzymać od Boga jeden z najcenniejszych talentów. Nie wolno tego skarbu zakopać. Nie wolno schować go do lamusa. Powinien zabłysnąć, by dawać światło, ciepło i miłość całej rodzinie.

sobota, 15 listopada 2008

Gość w dom, Bóg wie po co

(3 J 5-8)
(Łk 18,1-8)
Sobota XXXII t.zw., rok II

"Gość w dom, Bóg w dom" - mawiało się drzewiej w naszych domach. Dziś z gościnnością niekiedy bywa coraz trudniej, nie dlatego, że nie chcemy się spotykać. Nie mamy na spotkania czasu. Nie ma nas w domu, zagonionych za tysiącem spraw i "obowiązków", spraw, które obowiązkami nie są, ale tak je traktujemy, jakby od ich realizacji zależało ocalenie świata i ludzkości (a przynajmniej nasze życie). Brakuje nam także ducha wspaniałomyślnej szczodrobliwości, która pozwala dzielić się swoim niedostatkiem z potrzebującymi. I zaufania, że Bóg przewidzi dla nas pokarm na dziś i na jutro...
Pytanie Jezusa o wiarę skierowane jest do mnie. Czy Jezus znajdzie we mnie wiarę, gdy przyjdzie? czy znajdzie ją dziś, teraz - przecież przychodzi do mnie tu i teraz, by mi mówić o swojej miłości, by mnie prowadzić do domu Ojca... Czy znajdzie we mnie wiarę, czy znajdzie otwarte serce?

piątek, 14 listopada 2008

Przykazanie

(2 J 4-9)
(Łk 17,26-37)
Piątek XXXII t.zw., rok II

Wezwanie do miłości według miary Chrystusa jest podstawowym i w gruncie rzeczy jedynym punktem odniesienia życia chrześcijańskiego. Ciekawe, że św. Jan w tym kontekście właśnie pisze o wierze w prawdziwe Wcielenie Syna Bożego. Oto Bóg stał się człowiekiem - Nieogarniony przyjął ograniczenia ludzkiej natury, czasu i przestrzeni. Uniżył się, by nie tylko być z tymi, których ukochał (bo jest z nimi zawsze), ale by pozwolić im doświadczyć tej miłości. On chciał, byśmy tę miłość dostrzegli i jej uwierzyli.
Swoją drogą, to odniesienie do Wcielenia przypomina, że miłość jest rzeczywistością bardzo konkretną. Nie zamyka się w uczuciach, emocjach, ideach czy deklaracjach. Wyraża się w czynach, słowach, gestach. To trud, ale trud błogosławiony.

czwartek, 13 listopada 2008

Zaproszenie

(Flm 7-20)
(Łk 17,20-25)
Czwartek XXXII t.zw., rok II
Wspomnienie świętych Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, pierwszych męczenników Polski

O trudną rzecz prosi Paweł swojego przyjaciela - ma się przeciwstawić prawu, obyczajom, zdrowemu rozsądkowi. Zbiegłych niewolników karano śmiercią, by chronić ład społeczny i "wybić z głowy" podobne pomysły potencjalnym naśladowcom. Apostoł o tym wie, dlatego odwołuje się do jedynej wartości, która może skłonić Filemona do podjęcia tego kroku - odwołuje się do wiary.
Być "głupim dla Chrystusa"... Zgodzić się na ostatnie miejsce, na marginalizację, na śmiech otoczenia... I zgodzić się w sposób całkowicie dobrowolny...
Niełatwo jest tak wierzyć, ale czy wiara, która na taki krok nie jest gotowa, w ogóle zasługuje na swoje miano?

środa, 12 listopada 2008

Sprawiedliwość

(Tt 3,1-7)
(Łk 17,11-19)
Środa XXXII t.zw., rok II
Wspomnienie św. Jozafata, biskupa i męczennika

Niekiedy z frustracji i zmęczenia życiem rodzą się słowa, że Bóg nie jest sprawiedliwy. Rzeczywiście, coś w tym jest. Jest "niesprawiedliwy" w tym, że nas zbawia, bośmy na dar ów nijak nie zasłużyli. Moja Matka chrzestna kiedyś powiedziała, że sprawiedliwość jest tylko w piekle, bo tam rzeczywiście każdy dostaje za swoje. Do nieba trafiamy z miłosierdzia naszego Pana, o ile dar ów przyjmiemy...
Bo można nie przyjąć. Można doświadczyć obdarowania łaską, wziąć jak swoje i wrócić w stare układy, grzechy i uwikłania. Wówczas łaska, jakiej mi udzielono, miast stawać się źródłem siły i błogosławieństwa, jest oskarżeniem i dowodem winy.
Zastanawia mnie historia o uzdrowieniu trędowatych. Oczyszczonych było 10, ale tylko jeden naprawdę przyjął łaskę uzdrowienia. Pozostali wzięli, co im dano jak swoje, jak należny im zasiłek i odeszli bez słowa. Czy uzdrowienie przyniosło im błogosławieństwo i szczęście? Śmiem wątpić. Dar ukradziony zachowuje swoją naturę, ale nie przynosi radości.

wtorek, 11 listopada 2008

Słudzy nieużyteczni

(Tt 2,1-8.11-14)
(Łk 17,7-10)
Wtorek XXXII t.zw., rok II
Wspomnienie św. Marcina z Tours, biskupa

Poczucie dobrze spełnionego obowiązku może skłonić do zadowolenia z siebie, a w konsekwencji do pychy. Znam to aż nadto dobrze. Czeka się wtedy na zauważenie, na pochwałę, docenienie... Czy to źle, że chcę, by zauważono mój wysiłek i zaangażowanie?
Coś jednak Jezusowi w tym pragnieniu uznania nie pasuje. Sprowadza niejako uczniów na ziemię i wzywa ich, by mówili o sobie "słudzy nieużyteczni". Dlaczego nieużyteczni? Przecież właśnie zrobili to, co powinni! Może dlatego, że nie potrafią zrobić więcej, że w ich posłudze jest wiele z szukania siebie, satysfakcji, przekonania o własnej wielkości?
Jakoś w tle pobrzmiewają słowa przy innej okazji wypowiedziane: "Beze mnie nic nie możecie uczynić".

poniedziałek, 10 listopada 2008

Włodarz Boży

(Tt 1,1-9)
(Łk 17,1-6)
Poniedziałek XXXII t.zw., rok II
Wspomnienie św. Leona Wielkiego, papieża

Św. Paweł domaga się od pasterzy Kościoła świadectwa wiary i życia moralnego, jako znaków wierności Chrystusowi, ale też widzi w nich umocnienie dla całej wspólnoty. Zastanawia mnie kolejność cech "włodarza Bożego". Na pierwszym miejscu mówi, że pasterz ma być człowiekiem nienagannym, ale zaraz potem - że niezarozumiałym.
Wbrew pozorom to nie jest łatwe. Najcięższym przewinieniem faryzeuszy - a więc ludzi szczególnie wrażliwych na wierność Prawu - było przekonanie o własnej wyższości. Z tego zarozumiałego spojrzenia na siebie brała się pogarda i osądy wobec innych, wobec ubogich Pana. Z tych zaś - niezdolność do przebaczenia.

niedziela, 9 listopada 2008

Fundament domu modlitwy

(Ez 47,1-2.8-9.12)
(1 Kor 3,9b-11.16-17)
(J 2,13-22)
Niedziela, 9 listopada - Święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Laterańskiej (czytania własne)

Jak to Pan Jezus trafnie zauważył, różnie ludzie budują. Jedni na skale, inni na piasku. Zazwyczaj, po zakończeniu budowy, sa strasznie z siebie dumni. I strasznie sfrustrowani, jeśli ktoś im to dzieło życia popsuje. Problem w tym, że źle postawiona budowla wali się sama, w gruncie rzeczy na własne życzenie przemądrzałego budowniczego.
Jeden jest trwały fundament, na którym można postawić swoje życie - twierdzi św. Paweł, i (cokolwiek to jest warte) ośmielę się z nim zgodzić. Tylko Jezus Chrystus, Bóg Wcielony, Prawda i Słowo Życia może być trwałym fundamentem dla mojego życia. Bo prawda ma to do siebie, że jest - żadne warunki i okoliczności jej nie są w stanie zmienić, ponieważ była przed nimi i będzie, gdy ustąpią.
Znaleźć i przyjąć tę prawdę może tylko ten, kto jej szuka bez uciekania się w łatwiznę i kompromisy. Tylko ten, kto cały zanurza się w modlitwie. Bo człowiek, stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, jest domem modlitwy. Ma być domem modlitwy. I tylko wtedy, gdy stanie się domem modlitwy będzie na swoim miejscu, na jedynym miejscu, gdzie można znaleźć Prawdę, gdzie moiżna być przez Prawdę znalezionym

sobota, 8 listopada 2008

Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia

(Flp 4,10-19)
(Łk 16,9-15)
Sobota XXXI t.zw., rok II

Z reguły mamy bardzo ukonkretnione wizje, jak powinno wyglądać nasze życie, pod jakimi warunkami będziemy szczęśliwi i co przeszkadza, by zapanował stan, który moglibyśmy nazwać "normalnością". Rzecz w tym, że Pan Bóg może mieć (i chyba często ma) zupełnie inne wizje i koncepcje, więc prędzej czy później konflikt jest nieunikniony.
Św. Paweł mówi, że umie i głód cierpieć i obfitować. Nie ma jednak w jego postawie nic z fatalizmu czy rezygnacji w stylu "będzie co będzie". Jest natomiast odważne i pokorne zarazem przyjęcie daru z ręki Bożej w zaufaniu, że Bóg prowadzi go przez życie, że jest obecny w jego historii.
Nie jest łatwo powiedzieć z wiarą: "Tak jak jest jest dobrze, bo Bóg jest ze mną". Nie jest łatwo z wdzięcznością przyjmować każdy dar z Jego ręki, gdy oczami wyobraźni kreślę przed sobą własną wizję szczęścia. Właśnie dlatego tak bardzo potrzebne jest mi to umocnienie z Wysoka, które uzdolni mnie do akceptacji Bożej woli.

piątek, 7 listopada 2008

Czego winni się wstydzić

(Flp 3,17-4,1)
(Łk 16,1-8)
Piątek XXXI t.zw., rok II

Czasem można zobaczyć psa, który się kręci , goniąc własny ogon. Ludzie się śmieją, chyba nie zdając sobie sprawy, jak często scena ta obrazuje ich własne postępowanie. Kiedy szuka się własnego zadowolenia, sukcesu, kiedy goni się za pieniędzmi - tak naprawdę niewiele różni się człowiek od głupiego szczeniaka, który ściga własny ogon.
Gdybym zamiast słuchać Boga prawdziwego swoje życie podporządkował pragnieniom, chęciom i pożądaniom, miejsce Zbawiciela zająłby "brzuch". Gdyby miarą sensu mojego życia miała być popularność czy kariera - płynącej z nich chwały w gruncie rzeczy powinienem się wstydzić.
Chrześcijanin słucha swojego Pana. W Jego miłości, w Jego Krzyżu, odnajduje źródło i sens życia. I dlatego może ufać, że jego losem jest życie wieczne. Nie dziwię się św. Pawłowi, że o zagubionych we własnych pożądaniach ludziach mówi z płaczem. Łzy same płyną do oczu, gdy uświadamiam sobie, jak wielu ginie idąc bezmyślnie ku zagładzie.

czwartek, 6 listopada 2008

Odkryć w Nim skarb

(Flp 3,3-8a)
(Łk 15,1-10)
Czwartek XXXI t.zw., rok II

Gdy człowiek odkrywa prawdziwy skarb, wszystko, czym żył do tej pory jakoś przestaje się liczyć. Nie chodzi o to, że były to sprawy bez znaczenia - ale że wspaniałość tego, do czego zostałem zaproszony, przerasta znaczeniem i pięknem to wszystko, czym się dotychczas zachwycałem.
Chodzi za mną nieustannie - od lat ponad 15 - zdanie z "Redemptor hominis", programowej encykliki Jana Pawła II: Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi”.
Św. Paweł doświadczył tego objawienia, tego przebaczającego dotknięcia miłością, gdy został pod Damaszkiem zrzucony z konia i powalony na ziemię. Ale każdy z nas ma swój Damaszek, taki moment spotkania z Chrystusem. Nierzadko jest to chwila bolesna, ale jednocześnie rodząca do szczęścia, do nowego życia.

Wszystko jest łaską

(Flp 2,12-18)
(Łk 14,25-33)
Środa XXXI t.zw., rok II

To On czyni dobro we mnie, to On czyni dobro przeze mnie. To On sprawia, że ja chcę być dobry... Wszystko jest łaską, wszystko płynie z jego pełnej miłości ręki.
To nie znaczy, że ja nic wart nie jestem, bo najwyraźniej jestem wart miłości. On mnie kocha, pochyla się nade mną... Czemu nie pozwolić Mu, by mnie poprowadził przez życie? Czemu to On nie miałby wyznaczyć kierunku mojego życia? Dla samej satysfakcji, że robię coś według własnego pomysłu miałbym ryzykować utratę takiego skarbu? Nie, to nie miałoby najmniejszego sensu...
Chciałbym, by dumni mogli być ze mnie ci, którzy mi głosili wiarę - że nie na darmo się trudzili, nie na darmo się starali... Chciałbym, żeby On był ze mnie dumny. Chciałbym móc choć w ten sposób, że będę Mu wierny, odpowiedzieć moją małą, połamaną miłością na Jego miłość.

wtorek, 4 listopada 2008

Nie musiał, chciał

(Flp 2,5-11)
(Łk 14,15-24)
Wtorek XXXI t.zw., rok II
Wspomnienie św. Karola Boromeusza

Zawsze mnie zatrzymuje ten fragment Listu do Filipian. Chrystus nie musiał, ale chciał się uniżyć. Dlaczego? Może to ta sama przekonująca moc miłości? Może to uniżenie właśnie stąd się wzięło, że człowiek innego języka nie rozumie? Że trzeba go zatrzymać, zaskoczyć, by zaczął patrzeć i słuchać...
I oto Bóg - człowiekiem.
Ten, który jest mocny - uniżony i słaby.
Nieśmiertelny - umiera.
Pan i Władca - poddany w posłuszeństwie.
Nam, którzy nieustannie bijemy się o swoje, o nasze prawa, majątki, układy, wpływy - nam jest potrzebna taka lekcja pokory. Potrzebna nam lekcja życia, w którym mogąc - nie muszę, a nie musząc - chcę.

poniedziałek, 3 listopada 2008

Moc przekonująca miłości

(Flp 2,1-4)
(Łk 14,12-14)
Poniedziałek XXXI t.zw., rok II

Rzeczywiście miłość ma ogromną moc przekonywania. Daje siły do czekania i do znoszenia bólu, do długiego wysiłku i wyrzeczeń ponad siły. Miłość dodaje skrzydeł i oświetla najciemniejsze zakątki duszy, pozwalając pokonać lęk przed tym, co mroczne i straszne.
To prawda, że Bóg stawia przede mną wysokie wymagania. To prawda, że nie mam w sobie sił, by je podjąć i wypełnić. Jestem bezradny, jak długo nie odkryję w Nim miłości mojego życia.
Z miłości do Niego rodzi się zarówno wierność jak i wytrwałość, zapał i odwaga. Gdy kocham, każde Jego słowo jest dla mnie rozkazem, który spełniam ochotnie i z oddaniem. Bo kocham.
Ale zrozumieją mnie tylko ci, którzy sami się w Nim zakochali...

niedziela, 2 listopada 2008

Wierzę w życie wieczne

I msza:
Hi 19,1.23-27a
1Kor 15,20-24a.25-28
Łk 23,44-46.50.52-53;24,1-6a

II msza:
Dn 12,1-3
Rz 6,3-9
J 11,32-45

III msza:
Mdr 3,1-6.9
2Kor 4,14--5,1
J 14,1-6
Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych (czytania własne)

Zapytano kiedyś - bodaj to był kardynał Jean-Marie Lustiger, podówczas arcybiskup Paryża: "Czy naprawdę wierzy ksiądz w życie pozagrobowe?" Purpurat odparł jednym słowem: "Wyłącznie!"
Nie ma życia w grobie. Ale poza grobem jest życie - zarówno przed, jak i po śmierci. Śmierć dotyka najmocniej tych, którzy zostają; dla umierających jest bramą, poprzez którą wchodzą w nowe życie. Jeśli noszą w sobie Życie, wchodzą do pełni życia i miłości. Jeśli noszą w sobie śmierć - stają się jej uczestnikami, doświadczając jej przez całą wieczność.
Dlatego jest tak ważne, jak przeżyte będą dni, które zostały mi powierzone. Od nich zależy, czy odnajdę i przygarnę Życie. Od nich zależy, czy moje zmartwychwstanie będzie ku miłości czy ku rozpaczy. Bogu niech będą dzięki, że nieustannie doświadczam Jego miłości i prowadzenia. Bez Niego nie ma życia - ani we mnie, ani nigdzie.

sobota, 1 listopada 2008

Obowiązek

(Ap 7,2-4.9-14)
(1 J 3,1-3)
(Mt 5,1-12a)
Uroczystość Wszystkich Świętych

Nigdy chyba nie zapomnę swojego zaskoczenia, gdy po raz pierwszy usłyszałem (nota bene od mojej Matki Chrzestnej), że świętość nie jest przywilejem dla nielicznych, ale obowiązkiem każdego. Dziś widzę, jak bardzo prawdziwe były jej słowa.
Świętość, ta prawdziwa, polega na bardzo bliskiej, intymnej relacji z Bogiem; relacji, w której wiedziony miłością człowiek podąża za głosem Pana. Jej istotą nie są ani długie modlitwy, ani spełnianie religijnych rytuałów i obrzędów, choć niewątpliwie modlitwa i aktywny udział w liturgii pomagają ożywiać i pielęgnować relację człowieka z Bogiem. Zasadniczym elementem świętości jest miłość.
Nie da się kochać ani prawa ani liturgii na tyle, by odnaleźć w nich życie i spełnienie, choć zapewne można się na nich zafiksować. Tak naprawdę kochać można tylko kogoś - osobę. I jeśli to kochanie połączy serce człowieka z Bogiem - życie zmienia się i zaczyna promieniować blaskiem już nie z tego świata.