wtorek, 30 września 2008

Synowie Gromu

(Hi 3,1-3.11-17.20-23)
(Łk 9,51-56)
Wtorek XXVI t.zw., rok II
Wspomnienie św. Hieronima

Odrzucenie Jezusa przez Samarytan, Jego uczniowie odebrali wyjątkowo boleśnie. Chcieli przekląć niegościnne miasteczko. A Jezus się nie zgodził...
Wielokrotnie słyszę, że nieszczęścia są karą za grzechy. Nieprawda. Odrzucony Bóg nie niszczy grzeszników. Miłość niekochana nie przestaje kochać - inaczej przestałaby być miłością.

A swoją drogą słowo przekleństwo (mam na mysli wyrażoną wprost wolę dotknięcia nieszczęściem, a nie wulgarne słowa) nie jest zdaniem jak każde inne. Przekleństwo otwiera drogę demonowi, by niszczył i burzył, podobnie jak zaoferowane błogosławieństwo otwiera drogę łasce, by budowała i umacniała.

poniedziałek, 29 września 2008

Mąż, w którym nie ma podstępu

(Dn 7,9-10.13-14) lub (Ap 12,7-12a)
(J 1,47-51)
Święto świętych archaniołów Michała, Gabriela i Rafała (czytania własne)

Jezus rzadko kogo chwali - przynajmniej na kartach Ewangelii. Zazwyczaj są to poganie lub nawracający się grzesznicy. Dziś pada niezwykle pochlebna opinia o Natanaelu, człowieku skądinąd pełnym uprzedzeń wobec Galilejczyków.
Natanael jest jednak człowiekiem uczciwego, prawego sumienia. Nie ma w nim podstępu, a więc nie szuka realizacji swoich planów, wizji i zamierzeń. Nie ma podstępu, a więc jest posłuszny i uczciwy w swojej relacji z Bogiem (co wcale nie oznacza, że nie popełnia błędów i grzechów).
Prawość sumienia oznacza, że poddaję swoje pragnienia, plany i wizje prowadzeniu Boga.
Zadaję Mu uczciwe pytania i zgadzam się na przyjęcie każdej odpowiedzi.
Nie stawiam na swoim, bo kocham Go, jakim jest.
Przyjmuję, co zaoferowane, lecz nie biorę, na co mam ochotę.
Daję, co cenne, ale nie rzucam ochłapów.
Pytam, ale nie żądam odpowiedzi.
Proszę, ale nie wymuszam zgody...

niedziela, 28 września 2008

Przekonująca moc miłości

(Ez 18,25-28)
(Flp 2,1-11)
(Mt 21,28-32)
XXVI Niedziela Zwykła, rok A

Jest w miłości coś takiego, że pozwala otworzyć zamknięte od lat drzwi do najciemniejszych miejsc ludzkiej duszy. Tak jest w relacjach między ludźmi, ale tak jest też w relacji człowieka z Bogiem. Jan Paweł II napisał w "Redemptor hominis", że miłość jest kluczem do człowieczego serca: Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi” (nr 10).
Każdego dnia na nowo przekonuję się, że Bóg do niczego mnie nie zmusza, ale pozostawiając w całkowitej wolności, zaprasza do wspólnej drogi. Pociąga - wedle słów proroka Ozeasza - ludzkimi więzami miłości. Wie, że miłość jest językiem, który człowiek zawsze zrozumie. Wie, bo sam jest miłością, a człowiek przecież na Jego obraz i podobieństwo uczyniony został...

sobota, 27 września 2008

Pogodny Kohelet

(Koh 11,9-12,8)
(Łk 9,43b-45)
Sobota XXV t.zw., rok II

Z Księgi Koheleta ludzie pamiętają (jako cytat z nieznanego źródła, "gdzieś w Biblii") słowa o marności, że wszystko jest marnością. Rzeczywiście Kohelet takie słowa zamieszcza, ale zakończenie księgi wskazuje, że nie chodzi mu o pogardę dla świata, ale raczej o postrzeganie go w perspektywie wieczności. Dzisiejsza pierwsza lektura jest niezwykle pogodna: "Ciesz się, młodzieńcze, w młodości swojej, a serce twoje niech się rozwesela za dni młodości twojej", z jedną wszakże uwagą: "lecz wiedz, że z tego wszystkiego będzie cię sądził Bóg!"
Tak sobie myślę, że to bardzo zdrowe podejście. Z jednej strony z radością przyjąć to, co jest i cieszyć się każdą chwilą. Z drugiej - nie pozwolić sobie na hedonistyczne zatracenie w ułudzie zmysłów, poddając codzienność władztwu Stwórcy i Zbawiciela - aż po wieczność.

piątek, 26 września 2008

Uczynił wsszystko pięknie

(Koh 3,1-11)
(Łk 9,18-22)
Piątek XXV t.zw., rok II

To, że każda rzecz ma swój czas, że wydarzenia układają się w logiczny ciąg, że są sposobem, w jaki Bóg mówi do mnie - przekonuję się codziennie. Ale jednocześnie muszę przyznać, że przekonuję się nie od razu. Czasami trzeba wielu lat, by zobaczyć, że istnieje związek pomiędzy pozornie zupełnie niezwiązanymi ze sobą wydarzeniami.
Tym, co pomaga mi odczytywać głos Boga są dwa założenia: pierwsze, że Bóg w ten sposób do mnie może mówić, i drugie - że mnie kocha. Oczywiście, to nie jest najważniejsze "miejsce", w którym rozpoznaję Jego głos, bo znacznie istotniejszymi są modlitwa, Objawienie i nauczanie Kościoła, ale jestem głęboko przekonany, że Bóg jest Panem Historii - świata i mojej. I rzeczywiście "uczynił wszystko pięknie w swoim czasie".

czwartek, 25 września 2008

Wszystko przemija

(Koh 1,2-11)
(Łk 9,7-9)
Czwartek XXV t.zw., rok II
Wspomnienie bł. Władysława z Gielniowa, prezbitera

Co przyjdzie człowiekowi z całego trudu? Wielu ludzi żyje tak, jakby chciało po sobie pozostawić ślad i jeśli widzą, że im się to nie udaje, że nikt nie będzie o nich pamiętał, to uznają swoje życie za bezsensowne, bezwartościowe. Kohelet zauważa, że wszystkie te wysiłki są w sumie niewiele warte, bo kolejne pokolenia przemijają i mimo wszystkich wysiłków, jakie ludzie wkładają, by zaznaczyć swoje miejsce w historii - zostaje po nich proch...
A jednak to, co robię, to co przeżywam, to jak żyję - ma znaczenie. Ma znaczenie jak się uczę języków, jak wykonuję swoje obowiązki, jak rozwijam swoje zdolności. Znaczenie ma nie tyle, jaki ślad pozostawiam po sobie, co zrobiłem, ale jakim jestem człowiekiem.

środa, 24 września 2008

Modlitwa ubogiego

(Prz 30,5-9)
(Łk 9,1-6)
Środa XXV t.zw., rok II

Bardzo lubię ten fragment Księgi Przysłów, bo uczy mnie modlitwy. Uczy mnie stanięcia w prawdzie o mojej ludzkiej słabości, łatwości upadku, poddania się fali wydarzeń i okoliczności.

Kłamstwo i fałsz oddalaj ode mnie, nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty nie stał się niewiernym, nie rzekł: A któż jest Pan? lub z biedy nie począł kraść i imię mego Boga znieważać.

Wierzę głęboko, że Bóg odpowiada na tę modlitwę. Że rzeczywiście daje mi ów chleb niezbędny i jeśli doświadczam braków, to tak jest dobrze. Wiem też jednak, że są ludzie, którzy cierpią straszliwy głód i doświadczają nędzy. I za nich modlę się. I za siebie wówczas modlę się również - bym (jeśli Bóg zechce się mną posłużyć, aby przyjść im z pomocą) nie miał zatwardziałego serca.

wtorek, 23 września 2008

Pycha

(Prz 21,1-6.10-13)
(Łk 8,19-21)
Poniedziałek XXV t.zw., rok II
Wspomnienie św. Pio z Petrelciny

Mawiał mój nieżyjący już niestety przyjaciel, że pycha zapycha, rozpycha, wypycha i odpycha. I rzeczywiście tak jest. Kiedy pewny siebie człowiek przestaje słuchać głosu Pana, kiedy w przekonaniu o własnej nieomylności podąża własnymi tylko ścieżkami, nie tylko Boga odrzuca. Wbrew najlepszym intencjom i szczytnym deklaracjom, zakute pychą serce przestaje dostrzegać bliźnich, ich potrzeby, ich radości, smutki i żale. Pycha sprawia, że człowiecze serce sobą tylko jest zajęte, własnymi planami, szansami, porażkami.
Stopniowo człowiek traci zdolność do otwarcia się na drugiego. Jak rdza zapieka zamek kłódki, tak pycha stopniowo uniezdalnia człowieka do miłości. I może nadejść taki dzień, że nawet chciałby się otworzyć, ale już nie może, już nie umie. Odkładał nawrócenie na później, ale "później" okazało się za późno. Już się w sercu miejsce na nawrócenie nie znalazło...

poniedziałek, 22 września 2008

Zatrzymana zapłata

(Prz 3,27-35)
(Łk 8,16-18)
Poniedziałek XXV t.zw., rok II

Wstrzymanie należnej zapłaty jest w niektórych typologiach grzechów opisywane jako grzech wołający o pomstę do nieba. Tylko Bóg staje w obronie biednych, słabych, bezbronnych - w tym wypadku ludzi, którzy ciężką pracą chcą zarobić na chleb powszedni, podczas gdy pracodawca ociąga się z wypłata. Grzechem jest nie tylko odmowa zapłaty, ale przetrzymanie jej na koncie o dzień czy kilka godzin, by większy procent z lokaty pozostał. Pracodawca działa z pozycji siły, dlatego takie śrubowanie własnych zysków jest niesprawiedliwe i niegodziwe, nawet jeśli przynosi wymierne mu korzyści finansowe.
A swoją drogą, ciekawą konkluzją kończy się dzisiejsza pierwsza lektura. Człowiek sponiewierany przez swego pracodawce, jeśli pozostaje wierny Przymierzu, doświadcza Bożego błogosławieństwa, zaś niesprawiedliwy - choćby się wzbogacił - tego błogosławieństwa będzie pozbawiony. Wiem, że mało kto się tym przejmie, bo jednym głód będzie zaglądać w oczy a innych będzie zaślepiała ułuda bogactwa, niemniej już w Księdze Przysłów pobrzmiewają nuty z Kazania na Górze. Ono zaś uwiarygodnione zostało przez Zmartwychwstanie Chrystusa.

niedziela, 21 września 2008

Robotnik ostatniej godziny

(Iz 55,6-9)
(Flp 1,20c-24.27a)
(Mt 20,1-16a)
XXV Niedziela Zwykła, rok A

Stał i czekał. Nie pracował, bo nikt go nie najął - nie wiadomo, czy przyszedł na rynek za późno, czy zaspał, bo odsypiał imprezę poprzedniego wieczoru. Może mu się nie chciało... A może był od rana, ale żaden z pracodawców nie zwrócił na niego uwagi. Stał i czekał. Wyglądało to tak, jakby się obijał, a on być może tęsknił za jakąś pracą i umierał z nudów smażąc się w spiekocie słońca. Żeby ten wylewany pot czemuś służył, ale nie - nie służył niczemu. Bez sensu...
A jednak całe to czekanie do wieczora nie było aż tak bezsensowne, jak by się mogło wydawać. Trzeba było czekać cierpliwie, bo Ktoś nieustannie ściągał nowych pracowników do pracy u siebie. Ktoś przychodził na ten miejski rynek i wciąż zapraszał kolejnych ludzi. Nie obiecywał wiele - mówił, że da, co się należy. Tak samo powiedział, gdy podszedł do Robotnika Ostatniej Godziny. Do mnie...

Dziwne. Mam obiecaną "słuszną" zapłatę, ale jednocześnie mam pełną świadomość, że owa słuszność płynie nie tyle z mojej pracy, co z miłości Tego, który mnie wezwał. Swoją drogą, świadomość, iż nie zasłużyłem na tak hojną dniówkę jakoś mnie uspokaja. Wolę nie usłyszeć słów skierowanych do tych "pierwszych": weź co twoje i odejdź. Wolę nie odchodzić. Wolę zostać.

sobota, 20 września 2008

Siewca

(1 Kor 15,35-37.42-49)
(Łk 8,4-15)
Sobota XXIV t.zw., rok II
Wspomnienie świętych męczenników koreańskich Andrzeja Kim Taegon, prezbitera, Pawła Chong Hasang i Towarzyszy

Wyszedł siać. I siał, gdzie popadło. Nie sprawdzał zawczasu, czy ziemia dobra, czy nie, czy chwasty, czy kamienie. Siał, także na ugorze, choć wiedział, że tylko część ziarna przyniesie plon.
Bóg jest rozrzutny w swoim słowie. Jest rozrzutny w swojej miłości. Sieje, i żadne ziarno nie jest zmarnowane. To swoisty paradoks, ale nawet ziarno, które nie przynosi plonu, nie jest ziarnem rzuconym na darmo. Zostało dane, by nikt nie mógł powiedzieć "nie wiedziałem".
To nieprawda, że Bóg nie kocha niektórych ludzi. Kocha każdego, każdego wyjątkowo, każdego inną prowadząc drogą. Kocha każdego, choć przez wielu z tych, ku którym kieruje swoją miłość, zostaje odrzucony.
Wielu nie umie słuchać, bo nikt ich tego nie nauczył. Wielu zatraciło zdolność słuchania przez własne czyny, własne wybory. Wielu nie chce słuchać, mimo świadomości, że racja jest po Jego stronie.A On kocha tak bardzo, że pozwala im odejść. I czeka, aż wrócą...

piątek, 19 września 2008

Punkt zwrotny w historii świata

(1 Kor 15,12-20)
(Łk 8,1-3)
Piątek XXIV t.zw., rok II

Nie ma ważniejszego wydarzenia w historii świata, jak zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Nie ma ważniejszego wydarzenia w historii mojego życia. Bo śmierci doświadczam codziennie. W wiadomościach prasowych i telewizyjnych, w relacjach z życia, w rozrywce nawet (swoją drogą, sam termin więcej ma wspólnego z granatami, niż z odpoczynkiem). Wiem, że jeśli ktoś umarł, to koniec. Z cmentarza się nie wraca. Nikt nie wraca z cmentarza.
Z jednym wyjątkiem: Jezus Chrystus wrócił z cmentarza. Spotykał się z ludźmi, spożywał z nimi posiłki, rozmawiał... Dowiódł, że śmierć nie jest końcem. To prawda, świadkowie tamtych wydarzeń dawno już temu zmarli, ale pozostawili swoje świadectwo. Są nie mniej wiarygodni, niż ci, którzy opisywali wielkie bitwy i wielkie odkrycia. Ich świadectwo wciąż na nowo rodzi nadzieję w moim sercu, że zgodnei z obietnicą Pana, śmierć nie będzie moim końcem, ale Bramą Życia.

czwartek, 18 września 2008

Został zabrany

(Mdr 4,7-15 lub 1 J 2,12-17)
(Łk 2,41-52)
Święto św. Stanisława Kostki (czytania własne)

Czasem Bóg mówi "nie". Nie to, żeby nie wysłuchał modlitwy. Wysłuchał i odpowiedział. Tylko odpowiedź brzmi: "Nie". Miał swoje powody. Kiedyś, gdy będę po drugiej stronie Bramy Życia, i nie będę miał poważniejszych problemów na głowie, zapytam Go o powody tej odmowy. Myślę, że odpowie, bo wtedy wszystkie pytania znajdą swoje odpowiedzi i każda wątpliwość - wyjaśnienie.
Może się też zdarzyć, że pokaże mi tę odpowiedź już tutaj, ale nie mogę Go do tego zmusić. Nie mogę i nie chcę. Wolę iść za Nim z zaufaniem dziecka, niż domagać się wyjaśnienia każdej wątpliwości przed uczynieniem następnego kroku. Ufam Mu, bo nigdy mnie nie zawiódł. Ufam Mu, bo zawsze był pierwszy w swojej miłości. Taki jest.

środa, 17 września 2008

Wszystko przetrzyma

(1Kor 12,31-13,13)
(J 6,63b.68b lub Łk 7,31-35)
Środa XXIV t.zw., rok II

Miłość jest kluczem do ludzkiego serca. Pozwala otworzyć najciemniejsze miejsce i je rozświetlić. Pozwala oczyścić najbrudniejsze historie i wypełnić je przebaczeniem. Osłania przed lękiem, chroni przed odrzuceniem. Ostatecznie pozwala pokochać samego siebie.

Cierpliwa
łaskawa
nie zazdrości
nie szuka poklasku
nie unosi się pychą
nie dopuszcza się bezwstydu
nie szuka swego
nie unosi się gniewem
nie pamięta złego
nie cieszy się z niesprawiedliwości
weseli się z prawdy

Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy
we wszystkim pokłada nadzieję
wszystko przetrzyma

Miłość nigdy nie ustaje

wtorek, 16 września 2008

Równi nierówni

(1 Kor 12,12-14.27-31a)
(Łk 7,11-17)
Wtorek XXIV t.zw., rok II
Wspomnienie świętych męczenników Korneliusza, papieża, i Cypriana, biskupa

W dzisiejszym zdemokratyzowanym świecie wokół Kościoła narosło więcej mitów i nieporozumień, niż kiedykolwiek. W gruncie rzeczy brakuje tylko, by ktoś sobie przypomniał historie, jakoby chrześcijanie czcili głowę osła i pili krew niemowląt. Jednym z nieporozumień jest myślenie o Kościele w kategoriach demokratycznych.
Prawdą jest, że wszyscy są w Kościele równi, bo wszyscy są grzesznikami odkupionymi miłosierną łaską Pana. Wszyscy potrzebujemy zbawienia. Ale równi, nie oznacza, że wszyscy jesteśmy tacy sami, że spełniamy takie same zadania, że taką samą ponosimy odpowiedzialność. Jednocześnie owo zróżnicowanie w żaden sposób nie oznacza Orwellowskiego "wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są bardziej równe niż inne.
Różność powołań nie daje nikomu "taryfy ulgowej" w wymaganiach Ewangelii. Jezus z naciskiem przypominał, że "komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie". Ale też ci, którzy o sobie myślą jako o "szarych członkach Kościoła" dobrze by zdawali sobie sprawę, że są jego integralną częścią, i tak naprawdę to oni nadają mu wygląd i jakość.

poniedziałek, 15 września 2008

Bezinteresowna zawiść i gorąca miłość

(Hbr 5,7-9)
(J 19,25-27) lub (Łk 2,33-35)
Wspomnienie NMP Bolesnej (czytania własne)

Jakoś tak dziwnie się dzieje, że dobroć i miłość powodują u niektórych (by nie powiedzieć - u wielu), że na jaw wychodzą ukryte dotąd zamysły serc. Jednych miłość budzi do miłości a dobroć do dobroci. Innych - te same doświadczenia pobudzają do jakiejś przedziwnej bezinteresownej nienawiści. Tak jakby dobroć kłuła w oczy...
Nienawiść wobec dobroci, miłości i sprawiedliwości ma charakter niemal demonicznego odrzucenia śladów obecności Boga. To ona pchnęła arcykapłanów do skazania Jezusa na śmierć, to ona sprawiła, że chrześcijanie byli i są przedmiotem szykan i prześladowań - im bardziej są wierni Ewangelii, tym gorliwiej są niszczeni.
Gdy Jezus umierał na krzyżu, większość zgromadzonych świetnie się bawiła Jego kosztem. Tylko ci, których przywiodła miłość, mieli połamane serca. I zgodnie z proroctwem Symeona - najbardziej cierpiała Jego Mama, bo najbardziej kochała. Bo tak już jest, że miłość pozwala dzielić cierpienie; co więcej - pozwala je wziąć niemal całe na siebie.

niedziela, 14 września 2008

Spojrzenie

(Lb 21,4b-9)
(Flp 2,6-11)
(J 3,13-17)
Święto Podwyższenia Krzyża
(XXIV Niedziela Zwykła, czytania świąteczne)

Tak Bóg umiłował świat... Tak umiłował człowieka... Tylko że człowiek niespecjalnie tą miłością był i jest zainteresowany. Robi swoje, nie zwraca na Niego uwagi, a jednocześnie ma czelność mieć pretensje, że świat wygląda, jak wygląda i ludzie ranią się nieustannie.
Bo my chodzimy swoimi drogami nawet wtedy, gdy wiemy, że to nie są drogi Boże. I nie słuchamy Jego wskazówek. Nieustannie sami pakujemy się w kłopoty i mamy do Niego pretensje. A On zbyt nas kocha i zbyt szanuje, by nas siłą przy sobie zatrzymać, więc pozwala odejść.
Ale pozwala też wrócić. Czeka z otwartymi drzwiami i nie stawia praktycznie żadnych warunków, poza tym jednym, byśmy chcieli wrócić właśnie. Byśmy chcieli z Nim być. Spojrzenie na miedzianego węża na pustyni, żal za grzechy i sakrament pokuty... to są te znaki serca pragnącego powrotu. Gdybyśmy tylko chcieli wrócić. Gdybyśmy chcieli spojrzeć...

sobota, 13 września 2008

Owoce

(1 Kor 10,14-22)
(Łk 6,43-49)
Sobota XXIII t.zw., rok II

Owoców nie widać od razu, zazwyczaj trzeba na nie czekać, niekiedy bardzo długo. I niekiedy temu czekaniu towarzyszy swoista niepewność - czy przypadkiem nie okaże się, że owoc będzie robaczywy, chory, zepsuty. Niewątpliwie, owoc może popsuć się - może zostać popsuty przeze mnie - w każdym momencie procesu dojrzewania.
W gruncie rzeczy będzie dojrzały dopiero, gdy będę przekraczał Bramę Życia. Dopiero wtedy będę mógł powiedzieć, że bieg ukończyłem i wiary dochowałem. Dopiero wtedy okaże się, jakim jestem drzewem...
Choć tak naprawdę, to nie ze mnie mają rodzić się owoce moich czynów. To nie ze mnie mają płynąć życiodajne soki. Bo nie ja jestem źródłem życia. Chrystus jest. A ja, cóż... ja mam być wkorzeniony w Niego, by dobre owoce mego życia były dziełem Jego łaski.

piątek, 12 września 2008

Drzazga i belka

(1 Kor 9,16-19.22-27)
(Łk 6,39-42)
Piątek XXIII t.zw., rok II

Prawdę mówiąc, tak jak dzisiejsza Ewangelia bardzo mnie onieśmiela, tak pierwsze czytanie zachęca do nieustawania w głoszeniu Chrystusa. Onieśmielony jestem, bo mam świadomość, że zapewne niejedna belka przesłania mi klarowność spojrzenia i jasność osądu. Zachęta... cóż "biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii".
Przypomina mi się pewne słowo, które Jezus wypowiedział o faryzeuszach i uczonych w Piśmie: "Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie" (Mt 23,3). Wiem, że powinienem być przykładem dla ludzi, którym głoszę Słowo Boże i wiem, że często przykładem nie jestem (nawet, jeśli oni sami moich upadków nie widzą, widzę je ja, widzi je Bóg...). Wiem, że powinienem zacząć proces nawrócenia od siebie, ale nie mam też złudzeń, że własna niedoskonałość nie zwalnia mnie od obowiązku wskazania Prawdy. Mam tylko nadzieję, że mój grzech nikogo od Niej nie odepchnie, nikogo nie zniechęci...

czwartek, 11 września 2008

Drugi policzek

(1 Kor 8,1b-7.10-13)
(Łk 6,27-38)
Czwartek XXIII t.zw., rok II

Przysłowiowy drugi policzek... Kiedyś znak rozpoznawczy chrześcijan, bardzo dawno "kiedyś", gdy prześladowania były codziennością, nie było większości chrześcijańskiej w społeczeństwie, ochrony prawnej, ani płynącego stąd poczucia bezpieczeństwa. Chrześcijanie się wtedy przed krzywdą nie bronili. Na rzymskich arenach szli na rzeź, z modlitwą na ustach i spokojem w sercu.
Co się zmieniło? Zmieniły się czasy, zmieniły się historyczne i społeczne okoliczności... Zmieniło się źródło, z którego czerpane było życie. Dziś poczucie bezpieczeństwa opiera się na układach społecznych i na posiadanych dobrach materialnych. Przestaliśmy się różnić od pogan. I siłą rzeczy straciliśmy tę wyjątkową zdolność przyjęcia na siebie zła w miłości do Boga i do krzywdzącego nas człowieka.
Nie jest możliwe kochać nieprzyjaciół, nie opierając całego swojego życia o Boga. Nie jest możliwe przyjąć krzywdę bez sprzeciwu, jeśli serce nie czerpie życia ze Źródła, z Boga. Z drugiej strony, odnaleźć w Nim życie jest doświadczeniem zupełnie cudownym, pozwalającym na przeżywanie radości rzeczywiście nie-z-tego-świata. Nie chodzi o jakieś wyalienowanie się z rzeczywistości, ale o możliwość zdystansowania się od niej w imię dążenia do Pełni Życia w Chrystusie.
Zdaję sobie sprawę, jak górnolotnie i teoretycznie brzmią te słowa, ale opisać to doświadczenie żywej wiary jest bardzo trudno. Łatwiej je zobaczyć, zwłaszcza u innych, gdy przyjmują na siebie całe odium zła i zatrzymują je, cierpiąc w milczeniu, kochając w bólu, ale i w całkowitym powierzeniu się miłości Boga.

środa, 10 września 2008

Błogosławieni i przeklęci

(1 Kor 7,25-31)
(Łk 6,20-26)
Środa XXIII t.zw., rok II

Jezus wskazuje na trudne chwile w ludzkim życiu jako momenty szczególnego błogosławieństwa Boga. Ubóstwo, głód, ból i prześladowanie mają w jakiś przedziwny sposób otwierać człowieka na Bożą obecność. Mówi wręcz: "Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie". Jednocześnie rzuca "Biada" na ludzi sukcesu: bogatych, sytych, radosnych, spełnionych w życiu - są biedni własnym sukcesem, bo źródło życia przestało im być potrzebne.
Był czas, gdy chrześcijaństwo się opłacało - dawało dostęp do władzy, do pieniędzy, do kariery. Wydaje mi się, że ten okres należy już do przeszłości, że dziś być chrześcijaninem "na serio" oznacza zgodę na marginalizację społeczną, szyderstwa... Coraz trudniej może być wielu ludziom przyznać się do Chrystusa, coraz trudniej będzie powiedzieć, że nasza wiara jest naszą chlubą w Chrystusie - Zbawcy i Panu naszym.

wtorek, 9 września 2008

Twarde słowa

(1 Kor 6,1-11)
(Łk 6,12-19)
Wtorek XXIII t.zw., rok II

Ewangelia nadziei dla grzeszników, pełna słów o przebaczeniu i miłosierdziu Boga, przynosi jednocześnie wymagania, które wielu ludziom (nie tylko współczesnym zdają się być ponad miarę surowe. Św. Paweł upomina Koryntian wprost: "Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego". Oczywiście, od razu przypomina, że udzielona łaska przebaczenia grzechów odmieniła życie tych, którzy się takich grzechów dopuszczali, ale jednocześnie ostrzega przed powrotem do świata ciemności.
Mało kto zwraca uwagę, że Apostoł nie tyle ocenia ludzi, co ich czyny. Bo nie deklaracje poprowadzą ludzkie życie do wiecznego zbawienia, ale czyny, z obfitości serca zrodzone. Bo grzech nie pojawia się znikąd, ale z serca, które albo odwróciło się od Prawdy, albo przestało się Jej trzymać (co w sumie na jedno wychodzi). Można zatem powiedzieć, że nie tyle Bóg potępia człowieka, ale człowiek potępia sam siebie, kiedy jego życie wygląda jakby Bóg nie istniał, a czyny przeczą prawu Bożej miłości.

poniedziałek, 8 września 2008

Urodziny

(Mi 5,1-4a) lub (Rz 8,28-30)
(Mt 1,1-16.18-23)
Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny

Dziwna ta dzisiejsza Ewangelia. Imiona płyną niekończącym się niemal strumieniem, bez słowa wyjaśnienia, obco brzmiące... Dla każdego Żyda jednak taka genealogia jest jednak niezwykle klarownym znakiem. Po pierwsze Jezus jest Synem Obietnicy, jest spełnieniem słowa danego Abrahamowi. Jest więc wypełnieniem jego nadziei. Po drugie, pojawiające się w genealogii imiona kobiet pokazują, że Bóg daje Mesjasza nie tylko dzieciom Izraela, ale i obcym narodom: wśród nich były zarówno poganki jak i kobiety cudzołożne. Bogu ani ich niewiara, ani grzech nie przeszkodziły, by wpisać je w plan zbawienia świata. Nie ma powodu zatem, by ktokolwiek mógł uważać, że jego/jej dotychczasowe życie mogło być dla Boga przeszkodą.
To, że Bóg potrafi zrealizować swój plan zbawienia pomimo ludzkiej niewierności samo w sobie już mnie napełnia nadzieją i radością, ale obietnica z Pawłowego Listu idzie dalej - za wyborem przez Boga idą konkretne łaski: powołanie, usprawiedliwienie i chwała. Bóg przydzielając zadanie, nie pozostawia człowieka samemu sobie, ale mu nieustannie towarzyszy, napełniając go swoją miłością. Pragnie tylko jednego - być kochanym (jak każdy z nas, ale przecież na Jego obraz i podobieństwo jesteśmy stworzeni)

niedziela, 7 września 2008

Nic dłużni, poza miłością

(Ez 33,7-9)
(Rz 13,8-10)
(Mt 18,15-20)
XXIII Niedziela Zwykła, rok A

Pamiętam taką piosenkę, w której wciąż powracała myśl, że kocha się stale za mało i stale za późno. Rzeczywiście miłości cały czas nie dostaje, cały czas jestem w niej spóźniony i dłużny. Ale to dobrze, bo nie mogę powiedzieć, że już wystarczy, że już dosyć kocham i więcej nie muszę. Miłość nigdy nie powie, że kocha wystarczająco, bo zawsze jej będzie za mało.
Zwykle o miłości mówi się jako o przyjemnym (choć nie zawsze łagodnym) uczuciu. Jest w tym wiele prawdy, choć Święta Księga akcent kładzie raczej na darze z siebie, niż na uczuciach i emocjach. A dzisiaj ukazuje jeden z najtrudniejszych wymiarów kochania: troskę o duchowe dobro drugiego. Bo kochać, to znaczy także stawiać wymagania.
Mówią, że prawda bez miłości zabija. I rzeczywiście, upomnienie wypowiedziane bez miłości nie pomoże powstać temu, kto upadł. Ale jednocześnie miłość odarta z prawdy jest kłamstwem nie mniej zabójczym, bo uspokaja i zagłusza głos sumienia wzywający do nawrócenia. Wezwanie Chrystusa, by najpierw upominać w cztery oczy, a dopiero później stopniowo rozszerzać krąg osób zaangażowanych w korygowanie popełnionych przez winowajcę błędów, jest przykładem delikatności, jaka powinna mną kierować. Jest jednak również wskazaniem, że poważnych błędów nie można pozostawić bez komentarza.
A na koniec pojawia mi się jeszcze jedna refleksja. "Niech ci będzie jak poganin i celnik"... Tą grupę ludzi Jezus szczególnie umiłował, przywołując ją w przypowieściach, powołując Mateusza, odwiedzając Zacheusza... Czyli nawet jeśli mój winowajca się nie nawróci, nie posłucha mojego upomnienia, Pan wzywa mnie, bym go kochał.

sobota, 6 września 2008

Śmieci tego świata

(1 Kor 4,6-15)
(Łk 6,1-5)
Sobota XXII t.zw., rok II

Ostatnie miejsce nie należy do najciekawszych. Co prawda, ostatnie rzędy w kościołach cieszą się w Polsce tak szczególnymi względami, że być może należałoby ostrożniej wypowiadać podobne zdania, ale gdy przychodzi do kwestii szacunku - ostatnie miejsce już nie jest tak popularne.
Posługa apostoła jest zgodą na miejsce ostatnie. Bo apostoł pierwszy staje, by głosić Ewangelię, i gdy zaczynają się prześladowania (w jakiejkolwiek formie i nasileniu) zostaje do końca, biorąc na siebie cały ich impakt. Jego sprawy są na samym końcu, bo najpierw jest Ewangelia i dobro wspólnoty Kościoła.
Ostatnie miejsce św. Paweł opisuje bardzo przejrzyście: być uznanym za głupiego i słabego, doświadczyć wzgardy otoczenia i braków nawet w potrzebnych rzeczach, cierpieć zniewagi i zmęczenie codziennym życiem. Jednocześnie znakiem szczególnym przyjęcia ostatniego miejsca jest odpowiedź dobrem na bycie potraktowanym jak śmieć.
Nie każdy chrześcijanin, nawet nie każdy ksiądz otrzymuje powołanie do zajęcia miejsca tak bardzo ostatniego. Z drugiej strony, każdy chrześcijanin w jakimś stopniu apostołem ma być, więc i ostatnie miejsce ma być jego udziałem. Najtrudniejsze jest wówczas dostrzec w ostatnim miejscu łaskę, przez którą Bóg udziela swego błogosławieństwa .

piątek, 5 września 2008

A od szafarzy już tu się żąda, aby każdy z nich był wierny

(1 Kor 4,1-5)
(Łk 5,33-39)
Piątek XXII t.zw., rok II


Wierność jest nade wszystko postawą serca, które kocha. Jest postawą wyrażającą prawdę o ludzkim sercu, które nie szuka "innych bogów", bo odnalazło Boga prawdziwego. Podobnie jak to ma miejsce w relacjach międzyludzkich - człowiek jest wierny najpierw sercem i przede wszystkim sercem, bo przecież i zewnętrzne czyny te wierność jedynie potwierdzają, lub jej przeczą. Nie ma sensu mówić o wierności serca, jeśli w czynach owej wierności nie widać.

A jednak, to nie zewnętrzne czyny świadczą o wierności, ale serce. Bo może być tak, że zewnętrznie wszystko jest w porządku, ale serce już wierne nie jest, już odeszło, już przestało kochać. Dlatego tak ważne jest, by badać sumienie, by badać to serce i umacniać fundament miłości, na którym zbudowana jest wierność - nie tylko wierność szafarza, ale każdego, kto do miłości został zaproszony.

czwartek, 4 września 2008

I niceśmy nie ułowili...

(1 Kor 3,18-23)

(Łk 5,1-11)

Czwartek XXII t.zw. rok II


Szymon Piotr znał rybackie realia doskonale. Wiedział gdzie i kiedy ryba może podejść, gdzie i kiedy warto zarzucić sieci. Znał też gorycz porażki, bo w tym zawodzie bywa, że mimo doświadczenia wraca się z pustymi sieciami. Tak było i tej nocy, kiedy nie złowili nic. Nauczyciel kazał mu zarzuć sieci, bez sensu, jak to "szczur lądowy". I stała się rzecz niemożliwa, bo sieci napełniły się rybami ponad wszelkie wyobrażenie...


Dla Rybaka sytuacja była klarowna. Nauczyciel dokonał rzeczy po ludzku niemożliwej. Bóg przez Niego dokonał rzeczy niemożliwej. Bóg dokonał cudu na jego oczach.


Piotr się przestraszył, bo znał własne grzechy. Wiedział też, że Bóg nienawidzi grzechu, więc i grzesznika nie może darzyć żadnymi względami. Jego prośba, by Jezus odszedł była z jednej strony wyrazem pokory człowieka, który ma pełną świadomość swojej niegodności, ale z drugiej - przejawem lęku przed potężnym gniewem Sprawiedliwego Sędziego.


A Jezus go podniósł z kolan, pokazując, że Bóg - choć grzech odrzuca - grzesznika przygarnia z miłością. I pociągnął go, by tym samym doświadczeniem dzielił się z innymi - że odpowiedzią Boga na grzech jest pełne miłości przebaczenie.

środa, 3 września 2008

Odszedł stamtąd

(1 Kor 3,1-9)
(Łk 4,38-44)
Środa XXII t.zw. rok II

Mieszkańcy Kafarnaum też chcieli zatrzymać Jezusa, ale On odszedł, bo gdzie indziej był potrzebny. Pozostawił ich głodnych swej obecności, jakby chciał, by - zakosztowawszy jej - nieustannie jej szukali, dążyli do niej, tęsknili za nią.
Zostawił po sobie wspomnienie znaków i cudów, wspaniałych nauk... Każde z wydarzeń samo w sobie było świadectwem, że Bóg jest obecny pośród swojego ludu. I jak kiedyś Izrael czuł się bezpiecznie mając pośród siebie Arkę Przymierza, tak mieszkańcy Kafarnaum czuli w Osobie Jezusa znak bliskości Boga, Jego błogosławieństwa. Prawdę mówiąc wcale im się nie dziwię. Któż by nie chciał tego na stałe?
Doświadczenie bliskości Boga jest czymś absolutnie cudownym i tak wspaniałym, że chciałoby się zatrzymać tę chwilę na zawsze. Jestem przekonany zresztą, że jest to doświadczenie mające w sobie coś ze szczęścia chwały nieba, gdzie źródłem radości i spełnienia będzie bliskość Boga i świadomość przemożnej Jego miłości. Ciekawe, że w mojej codzienności, jest to jednocześnie niezwykle ulotne, i mimo wysiłków, nie udaje się go utrzymać. Może dlatego, że gdyby się udało, to znaczyłoby, że czas przejść Bramę Życia, bo nic wspanialszego niż komunia z Bogiem spotkać mnie już tutaj nie może...

wtorek, 2 września 2008

Człowiek duchowy

(1 Kor 2,10b-16)
(Łk 4,31-37)
Wtorek, XXII t.zw. rok II

Myślę, że bycie człowiekiem duchowym, wedle nomenklatury św. Pawła, jest znacznie bardziej stanem naturalnym, niż bycie człowiekiem cielesnym. Nie żebym uważał cielesność za złą, bo ciało stworzył Pan Bóg, jest darem Jego miłości. Ciało człowieka jest świątynią Ducha Świętego - jest zatem ze swej natury piękne i dobre.
Jednocześnie jednak głębia człowieczeństwa objawia się właśnie w owym napełnieniu Duchem Świętym, w owym przeniknięciu miłością, która wykracza poza cielesność. Właśnie dzięki wniknięciu w poruszenia Ducha Świętego człowiek może poznać prawdę o sobie i odkryć, że jego największym pragnieniem jest doświadczenie bezinteresownej, bezwarunkowej miłości. Jak to pięknie ujął Jan Paweł II w "Redemptor hominis": "Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, 'objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi'" (nr 10).
Być człowiekiem duchowym... to odkryć tę miłość i tak się nią zachwycić, że w zachwycie się za nią idzie, gdziekolwiek prowadzi. I gdy poznaję Boga takim, jakim jest, rodzi się we mnie zaufanie, które pozwala iść za Nim Jego śladami.

poniedziałek, 1 września 2008

Nie znać niczego innego...

(1 Kor 2,1-5)
(Łk 4,16-30)

Poniedziałek XXII t.zw. rok II
Wspomnienie św. Bronisławy

Nauczanie Chrystusa nie należy dziś do najbardziej popularnych. W gruncie rzeczy nigdy nie było specjalnie lubiane, nawet jeśli je podziwiano. Złamani grzechem ludzie zawsze szukali taryfy ulgowej, sposobu obejścia zbyt trudnych ich zdaniem wymagań, nadmiernego w ich opinii radykalizmu. Ewangelia była zbyt trudna wobec warunków codzienności, ponieważ w niewielkim stopniu dopuszczała kompromisy, by nie powiedzieć, że na poziomie moralnym nie dopuszczała ich wcale.
Nic więc dziwnego, że chrześcijanie byli na cenzurowanym. Nawet pomiędzy swoimi (to znaczy we własnym gronie), ci, którzy Ewangelię traktowali poważnie, mieli kłopoty. Posądzano ich o szaleństwo, o różnego rodzaju nadużycia, a niekiedy i herezje. Naśmiewanie się, szyderstwa ale i bardziej "fizyczne" formy odrzucenia, były niczym innym, jak próbą izolacji i zagłuszenia głosu świadków Prawdy. Czasem ceną wierności była śmierć cywilna, czasem - fizyczna.
Świadek Prawdy zawsze jest niewygodny. Sama jego obecność jest wyrzutem, przypomnieniem kłamstwa, jest głosem sumienia, któremu głos odebrano. Wielu nie potrafi wytrwać wobec ustawicznych ataków, milkną, usuwają się w cień, a czasem nawet rezygnują z wierności. Pozostali płacą wysoką cenę za swoją wierność - ale Ojciec, który widzi w ukryciu, odda im sprawiedliwość w Dniu Sprawiedliwych.